1. Pierwsze wrażenie: wow czy subtelny szyk?
– USA: chrom, szerokie grille, masywne nadwozia. Twój Mustang lub Charger to magnetyczny magnes dla spojrzeń – trudno przejść obojętnie.
– Europa: minimalistyczna elegancja, aerodynamiczne kształty i dopracowane detale. Twoje BMW czy Mercedes potrafią oczarować precyzją wykonania, nie krzycząc przy tym „patrz na mnie!”.
2. Dynamika jazdy: bulder V8 vs. turbodoładowana finezja
– Ameryka: wolnossące V6/V8 z potężnym momentem od samego dołu – przyspieszenie, które poczujesz w każdym zakręcie. Przy tym spalanie potrafi sięgnąć dwucyfrowych wartości…
– Europa: małe silniki z turbodoładowaniem, bijące rekordy efektywności. 200 KM z dwulitrowej jednostki? Proszę bardzo – i to przy konsumpcji paliwa, która nie zrujnuje portfela.
3. Portfel i rachunek końcowy
– Sprowadzanie z USA: niższe ceny zakupu, ale: fracht, cło, akcyza, homologacja, przeróbki świateł i liczników. Suma może zaskoczyć nawet wprawionego importera.
– Kupno w Europie: cena „od ręki”, z gwarancją dealera, finansowaniem i wsparciem serwisu. Choć bazowy koszt wyższy, brak nieprzewidzianych opłat to ogromna wygoda.
4. Serwis i części zamienne
– Model zza oceanu: warsztaty specjalistyczne, droższe podzespoły, dłuższe terminy dostaw. Idealne dla pasjonatów, którzy lubią stawiać czoła wyzwaniom.
– Model europejski: każdy warsztat, szybkie dostawy, autoryzowany serwis. Dla tych, którzy cenią komfort i czas, to bezcenny atut.
5. Wartość przy odsprzedaży
– Legendarne klasyki: Mustang z lat 60. czy Corvette z epoki muscle carów to inwestycja, która może zyskać na wartości. Jednak większość amerykańskich SUV-ów i pick-upów traci więcej niż ich europejskie odpowiedniki.
– Europejskie hity: kompaktowe SUV-y, sportowe kombi czy miejskie hatchbacki – kupisz je szybko i sprzedasz bez problemu.
Rynek wtórny jest na nie zawsze gotowy.